Hans Christian Covidien „Nowe mutacje wirusa”
W 2019 roku trzech międzynarodowych oszustów, tj. Klaus
Schwab, Bill Gates i George Soros, posiadających już olbrzymi majątek,
aczkolwiek zdobyty nie zawsze uczciwymi sposobami;
ale także sporo wolnego czasu i nie mało fantazji, postanowiło wymyśleć sposób
na zarobienie miliardów w bardzo krótkim czasie i… co tu dużo mówić, w dość
perfidny sposób. Niemniej, jeżeli chodzi o założenia teoretyczne ich biznesu,
to nie można w nich nie dostrzec doskonałej znajomości podstaw biznesu, jak i
ludzkiej psychiki. Żeby sprzedać jakiś produkt, trzeba dość sporo zainwestować
w reklamę, która by zachęcała do jego kupna. Niemniej doświadczenia Howarda
Moskowitza pokazują, że produkt sam w sobie nie jest idealny, a przynajmniej
nie dla każdego, więc musi zawierać element wariantowości. Nawet, gdy mamy
produkt „idealny” i jego warianty po to, aby każdy odbiorca mógł z niego
skorzystać, pozostaje kwestia jego nabycia przez potencjalnego konsumenta. Nie
każdy konsument dysponuje odpowiednim budżetem, aby zostać naszym klientem,
albo ma inne priorytety zakupowe. Prawo Pareto mówi, że jest około 20 procent
bogatych konsumentów, a reszta żyje w mniejszej lub większej biedzie … Niemniej
te 80 procent z potencjalnej liczby ludności, to ponad 5,5 miliarda ludzi. Jak
sprawić, żeby każdy z nich był naszym klientem, jeżeli nie z chęci, to… z
powodu słusznego i jedynego wyboru. Te i tym podobne
pytania nurtowały nie tylko naszych „bohaterów”, ale i speców od marketingu, psychologii,
religii, sekt etc. Czy możemy zatem stwierdzić, że byli na tym polu pionierami?
Ocenę pozostawiam moim czytelnikom. Owa
Szatańska Trójca w swym genialnym planie wykorzystała wszystkie dostępne metody
i mechanizmy sterowania i manipulowania ludzkimi instynktami (Pawłow, Skinner,
założenia pętli nawykowej), a także psychologii wywierania wpływu na ludzi
(Cialdini). Wiedząc zaś, że są w społeczeństwie także ludzie nie wierzący ślepo
autorytetom (choć co prawda jest ich garstka) i że nawet oni w większym stopniu
są legalistami, wymyślili sobie genialny modus operandi, o którym przeczytacie
poniżej.
W 2019 roku każdy
ze wspomnianej Trójcy posiadał akcję ulokowane w wielkich koncernach farmaceutycznych
(Pfizer, Moderna, Astra Zeneca, Johnson i In.), magazynach zaopatrzonych w szczepionki (które
oficjalnie dopiero miały powstać), sieciach dystrybucji, mediach (społecznościowych,
jak i mainstreamowych), a w końcu, jak Bill Gates, w systemach
teleinformatycznych pozwalających na lokalizację użytkowników i osób z nimi komunikujących się . Te ogromne
inwestycje musiały się zwrócić z nawiązką dlatego trzeba było działać z
rozmachem i na wielu frontach. Otóż ogłosili oni, że odkryli wirusa z Chin,
który jest tak groźny i tak zmutowany, że jeżeli ktoś nie widzi pod mikroskopem
jego zajadliwości, to widocznie jest zbyt głupi lub nie nadaje się do swego
urzędu. Kampania medialna ruszyła, wszędzie w telewizji mówili o
śmiercionośnych powikłaniach po wirusie. Skupmy się jedynie na małym wycinku
tej historii, czyli jak to wyglądało w Polsce.
Jako pierwszy próbkę
covida otrzymał Jarosław Pinkas, były Główny Inspektor Sanitarny. Długo przyglądał
się wirusowi pod mikroskopem, gdy tymczasem wysłani do Polski przedstawiciele
WHO przyglądali się jemu i badali jego reakcję. Pinkas, pomimo usilnych starań
i wpatrywania się w mikroskop elektronowy, nie był w stanie stwierdzić tej
„niespotykanej dotąd zajadliwości wirusowej”. – Boże!! – pomyślał. Widocznie
jestem za głupi, albo nie nadaję się do zajmowanego przeze mnie stanowiska. Spojrzał
na przedstawicieli WHO, którzy odwzajemnili jego spojrzenie swoim uśmiechem. Z
uśmiechu tego Pinkas, który ocierał już pot z czoła chusteczką kilkukrotnie,
odczytał niewypowiedziane pytanie: I co, co Pan widzi?! – Pytanie to było tym
boleśniejsze, im bardziej Pinkas zdawał sobie sprawę, że tyle lat studiów i
pracy w szpitalu nie sprawiły, że widzi więcej. Ponadto, uzmysłowił sobie, że
widzi mniej, niż inni. W telewizji osoby o dużo mniejszym doświadczeniu
naukowym i wypowiadały się szczegółowo na temat różnic w zapisie sekwencyjnym
białek wirusa, jak i możliwych scenariuszy rozwoju „pandemii”. – Musi więc, coś
w tym być!! – pomyślał i spojrzał jeszcze raz. W końcu olśniło go: Tak, to nie
chodzi o to, że jestem za głupi, po prostu mam już 64 lata, a przecież sam
wielokrotnie powtarzałem, że w tym wieku oczy są już nie te, co kiedyś!! Więc
skoro żółtodzioby zaraz po studiach widzą niebezpieczeństwo w budowie tego
wirusa, to musi być on rzeczywiście śmiercionośny i należy powziąć wszelkie
środki ostrożności w skali całego kraju!! Myśl ta, tak mocno go pokrzepiła, że
odwrócił się niemal z dumą do członków Światowej Organizacji Zdrowia i
powiedział po angielsku: – Don’t waste our time. We must do quickly!!
Wysłana delegacja zdrowia podziękowała mu skinieniem i kolejnym uśmiechem, przy
czym jeden z jej członków wydawał się być rzeczywiście …rozbawiony… a może po prostu
byli z niego zadowoleni, że stanął na wysokości zadania. Pinkas nie miał czasu
się nad tym dłużej zastanawiać, musiał działać zgodnie z procedurami,
postanowił bezzwłocznie udać się z wiadomością o śmiercionośnym wirusie do
Ministra Zdrowia Łukasza Szumowskiego. Jakby było coś nie tak z tym wirusem, to
przecież młodszy od niego o prawie 17 lat Minister Zdrowia od razu by się
wypowiedział. Wchodziło w grę również ośmieszenie, w wypadku, jeżeli ten wirus
rzeczywiście okaże się niegroźny, ale… to raczej niemożliwe, przecież mówił o
nim, niemal w kasandrycznym przesłaniu dr Fauci, którego autorytet sprawia, że każde
jego stwierdzenie przekształca się w świecie medycznym nieomal w aksjomat. Z
tymi myślami udał się wprost do gabinetu Łukasza Szumowskiego. Ponieważ
strasznie spieszno mu było, i nawet zamiast lubianej przez niego windy
skorzystał ze schodów, jego twarz była tak czerwona, że mogła symbolizować
najgorsze. Szumowski ujrzawszy go, a domyślawszy się z jaką sprawą przychodzi,
niemal dostał apopleksji. Ponieważ również Pinkas nie mógł złapać tchu, więc
rozumieli się bez słów, niby mityczna ekipa polskich patomorfologów, o których
mówiła Ewa Kłamacz-Kopacz, jakoby byli obecni przy sekcji zwłok wykonywanej
przez Rosjan na „uczestnikach” katastrofy
smoleńskiej. Szumowski w mig zrozumiał, jak wielkie ma zadanie i udał się
do owej delegacji WHO i poprosił o możliwość zobaczenia próbki. W głowie miał już
wizję dziesiątek tysięcy ludzi, którzy
umrą w pierwszych dniach pandemii i setek tysięcy w kolejnych tygodniach.
Przypomniał sobie, jak za młodu czytał „Dekameron” Boccacia i zastanawiał się,
czemu dżuma musiała wrócić i to akurat
wtedy, kiedy jest on Ministrem Zdrowia. W końcu pochylił się i spojrzał przez
mikroskop. Szybko, niemal po sekundzie się podniósł i zaczął przecierać nerwowo
okulary. Pochylił się ponownie, ale niestety nic to nie dało. Nie widział tu,
nic takiego, co stanowiłoby większe zagrożenie, niż znany od lat wirus grypy,
który co roku mutuje. – To niemożliwe!! – wręcz wykrztusił to z siebie. Delegaci
WHO spojrzeli na niego i wtedy się opamiętał. Przypomniał sobie, że kto nie
widzi w tym wirusie niebezpieczeństwa, o jakim nigdy nie słyszano, jest albo za
głupi, albo nie nadaje się na swoje stanowisko. Przypomniał sobie twarz swego starszego
kolegi, Jarka Pinkasa, który z przerażenia, co do skutków obecności tego wirusa
w Polsce nie mógł wydobyć z siebie słowa i tą jego sylwetkę, która mówiła
więcej, niż kiedykolwiek przedtem. Pinkas jest w tym zawodzie znacznie dłużej,
niż ja. Ma większe doświadczenie, on, dr
Fauci, i inni koledzy, tak samo cała Światowa Organizacja Zdrowia , oni nie
mogą się przecież mylić. Po prostu muszę się bardziej dokształcić, gdzie tkwi
to zagrożenie i na jakiej podstawie oni widzą, to , czego nie widzę ja. Nie
mogę o to zapytać wprost, bo uznają, że rzeczywiście nie nadaję się do tego
urzędu. Co to, to nie!!! – Tak , panie i panowie tu trzeba działać!!! –
powiedział już pewnym siebie tonem. – Zagrożenie jest ogromne, jedynym ratunkiem będzie
szczepionka!
…
Podczas konferencji otwartej premiera Mateusza Morawieckiego
dotyczącej zagrożenia bezpieczeństwa narodowego przez skutki pandemii
Sars-cov-2, wymieniano setki, tysiące nazwisk, które padły ofiarą zmutowanego
wirusa. Podawano także nazwy miejscowości, w których ci nieszczęśnicy umarli. Pech
chciał, że wśród tych setek wymienionych osób , na sali znajdowało się czasem krewni
lub najbliższa rodzina osób, którym przypisano zgon pocovidowy. Gdy Mateusz
Morawiecki przeczytał „Pani Stanisława Kozioł, lat 96 umarła w kwiecie wieku na
covid w Gdańsku”. Obecna na sali jej córka wykrzyczała – To nieprawda, matka na nic nie chorowała. –
Premier odparł z kolei, że to jedyna prawda, ponieważ chorowała bezobjawowo. Zięć
zmarłej zaczął wołać: – Ufajcie mej żonie, teściowa nigdy na nic nie
chorowała!! Przy przeczytaniu nazwiska Kowalski Mateusz z Sosnowca, lat 21, zdenerwowana
matka wyrzuciła w kierunku wybitnego znawcy cen chleba w Polsce, że jej syn
zmarł potrącony przez ciężarówkę. Im więcej nazwisk czytano, tym częściej ktoś
z tłumu kwestionował zgon po wirusie, a wskazywał przyczynę inną, często nawet
prozaiczną, która nie miała żadnego związku z oficjalną narracją. Nawet
Morawiecki, w końcu bankier zaczął dodawać dwa do dwóch i zaczynał się
zastanawiać, czy Szumowski go oszukał, aby zarobić na maseczkach i
respiratorach, czy wystawił na pośmiewisko nieświadomie?! Myślał też, o
miliardach, które poszły na zakup niepotrzebnych szczepionek, opłacenie głupich
celebrytów reklamujących szpryce, polskich szwalni, które nie ruszyły, późniejszym
rozliczeniu go przez wyborców i tym podobnych rzeczach… Ale w końcu opanował
się i postanowił chociaż wytrwać do
końca konferencji i… kadencji. Uśmiechnął się dumnie i zaczął wychodzić z sali
konferencyjnej, a za nim pospiesznie podążali ministrowie trzymając w ręku
ustawy walczące z pandemią, której wcale
nie było…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz